Choć nie we wszystkich kategoriach produktowych możemy wybierać polskie maszyny rolnicze, to wszędzie gdzie jest to możliwe, warto to przynajmniej rozważyć. Jakie korzyści generuje wspieranie polskich producentów maszyn?
Czytaj dalej
Dzisiejszy tekst rozpocznę z dala od motywu przewodniego maszyn rolniczych, ale i tu szybko zorientujemy się, że wszystko kręci się wokół rolnictwa.
Czy zastanawialiście się kiedyś, gdzie wędrują wasze pieniądze, przy codziennych wyborach na sklepowej półce? Idziesz do Biedronki? Posyłasz gotówkę do Portugalii. Stawiasz na Lidla? Pieniądze wędrują za naszą zachodnią granicę. To może Auchan? Z takiej decyzji na pewno ucieszą się we Francji.
A gdybyśmy wybrali Dino? Cóż, wtedy nasze ciężko zarobione pieniądze zostają nad Wisłą, a wszelkie podatki płacone przez właścicieli tej sieci supermarketów wspierają budżety lokalne oraz centralny. A stąd już o krok do rozwoju gospodarczego kraju.
Idźmy dalej. Nieważne do którego supermarketu się wybierzemy, to w każdym z nich czekają na nas kolejne wybory. Gdy kupujesz jogurt, postawisz na markę Danone, Zott, Hochland, a może Müller? Ta z pozoru błaha decyzja spowoduje przepływ pieniężny do Francji lub do Niemiec.
A gdyby tak w ramach alternatywy postawić na jogurt firmy Bakoma, Mlekovita lub Piątnica? Cóż, po raz kolejny wesprzemy w ten sposób polskiego producenta, polską mleczarnię a finalnie i polskiego dostawcę mleka.
To tylko przykład jogurtu, ale możemy odnieść go do niemal każdej kategorii produktowej. Co ważne, najczęściej taki wybór będzie się nam też po prostu bardziej opłacał. Dlaczego? A no dlatego, że polskie produkty będą po prostu tańsze.
Czy to z kolei oznacza, że niższa cena powoduje, że mamy do czynienia z produktem niższej jakości? Absolutnie nie. Często nawet składy poszczególnych produktów będą bliźniaczo podobne, a stawiając na droższy, zagraniczny towar po prostu „przepłacamy” za bardziej rozpoznawalną markę.
Chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że powyższe przykłady możemy niemal jeden do jednego przełożyć na realia maszyn rolniczych. Weźmy 4-metrową zawieszaną, hydraulicznie składaną bronę talerzową. Polska maszyna rozpoznawalnego producenta będzie nas kosztowała w przybliżeniu od ok. 50 do 80 tys. zł netto w zależności od wyposażenia.
Za ok. 120 tys. zł netto kupimy już talerzówkę renomowanego, zagranicznego producenta. W tym samym czasie nawet ponad 150 tys. zł netto zapłacimy za brony talerzowe sygnowane logo producentów uważanych za najlepszych w swojej klasie.
Czy taka dysproporcja cenowa oznacza, że najdroższa maszyna będzie też najlepsza? Często cena idzie w parze z jakością, z wykorzystaniem lepszego gatunku stali, czy bardziej wytrzymałymi elementami roboczymi.
Naturalnie nie bez znaczenia jest też renoma danego producenta, a więc pozycjonowanie się na rynku. Doskonale widać to na przykładzie nowych marek, które dopiero wchodzą na polski rynek. Wówczas najczęściej bazujemy tylko na tym, co o sobie mówi sam producent. Czy uważa się za producenta premium i winduje ceny bliżej renomowanej konkurencji, czy też chce uchodzić za „średniaka” i pułap cenowy dostosowuje do średniej rynkowej.
Za krajowymi producentami maszyn wciąż ciągnie się łatka kiepskiej jakości, która została do nich przyklejona już przed wieloma laty. Był to wynik lawinowego rozwoju rynku maszyn rolniczych wskutek upowszechnienia się dotacji rolniczych.
Pojawiało się wtedy wielu nowych producentów, którzy często „na hura” chcieli wprowadzać na rynek nowe maszyny i już korzystać na rynkowych wzrostach. Niestety takie działanie skutkowało niedopracowaniem maszyn i poniekąd powodowało niechęć do polskich producentów.
Należy jednak pamiętać, że wpadki kilku producentów nie mogą być rozciągnięte na wszystkie krajowe marki. To bowiem byłoby bardzo krzywdzące.
Polscy rolnicy często z zażenowaniem wspominają, że upokarzające dla nas jest nie posiadanie polskiego producenta ciągników, kombajnów, czy np. ładowarek teleskopowych.
No cóż, w tym wypadku nie bez znaczenia były przemiany ustrojowe oraz nierzadko decyzje polityczne. Możemy jednak na tę sytuację patrzeć przez różowe okulary – wciąż możemy kupić dobry, polski opryskiwacz, siewnik, kultywator, pług, a nawet zestawy do uprawy i siewu pasowego.
Jako kraj rolniczy powinniśmy być dumni z tego powodu, że mamy naprawdę wielu jakościowych producentów maszyn, których loga nawet za granicami kraju są synonimem jakości.
Rolmako, Krukowiak, Mandam, Unia, SaMASZ, Pronar, Euromilk, Agro-Masz, Namysło, Mzuri… Moglibyśmy długo wymieniać. To marki, które w ostatnich latach bardzo mocno się rozwijały i dziś są potentatami nie tylko na krajowym rynku, ale i poza granicami.
Za tymi i wieloma innymi producentami stoi polski kapitał i podatki płacone w Polsce. To te firmy przykładają się do wzrostu zatrudnienia. To ci producenci posiadają polskie struktury sprzedaży i serwisu. Wszystko to przekłada się na rozwój gospodarczy kraju, jako całości.
Odwiedzając rolników z całego kraju w zdumienie wpędzają mnie ich opinie na temat maszyn. Nie ukrywam, że najczęściej dotyczą one maszyn tych najbardziej renomowanych, zagranicznych producentów. Ekstremalnie długowieczne elementy robocze, czy brak uszkodzeń konstrukcji nawet przy czasami absurdalnie dużym ich wykorzystaniu.
To jasno pokazuje, że tam, gdzie liczy się wydajna i bezawaryjna praca na tysiącach, czy setkach hektarów zakup topowych, zagranicznych maszyn niewątpliwie ma sens.
Ale takie wykorzystanie jest jednak marginalne i wydaje mi się, że w przypadku przeciętnego gospodarstwa o powierzchni kilkudziesięciu, czy kilkuset hektarów z powodzeniem wystarczą i spełnią swoją rolę także maszyny od polskich producentów.
Żebyśmy za kilka lat nie narzekali, że oprócz polskiego kombajnu, czy ciągnika, nie kupimy już też solidnej, polskiej brony talerzowej, albo siewnika. Przyszłość polskich marek jest bowiem w naszych rękach i w naszych decyzjach inwestycyjnych.