Czy 220-konny Case Puma 200 poradzi sobie z głęboką uprawą przy wykorzystaniu kultywatora trzybelkowego? Na papierze do współpracy z nim potrzeba od 120 do 200 KM. Tyle teorii, a jak to wyglądało w rzeczywistości?
Czytaj dalej
Nie od dziś wiadomo, że do skutecznej pracy z 3-metrowym kultywatorem w zależności od stanowiska potrzeba nawet powyżej 250 KM mocy maksymalnej. My na szczęście aż tak wybitnie wymagających stanowisk nie posiadamy, więc ze spokojem podchodziliśmy do naszego testu.
Pierwsze przejazdy wykonywaliśmy na polu charakteryzującym się stosunkowo lekką glebą. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy po ustawieniu głębokości roboczej ok. 25 cm i prędkości ok. 11 km/h komputer pokładowy wskazywał obciążenie silnika wynoszące miejscami nawet 100 proc.
– to wynik suchych warunków polowych w czasie prac, jak również opon VF. Przy ciśnieniu roboczym wynoszącym ok. 1 bar powierzchnia styku opon z glebą była naprawdę duża, co świetnie wpływało na trakcję ciągnika.
W tym wypadku jednak efekty pracy były bardzo dobre, bowiem na stanowisku po rzepaku ozimym resztek pożniwnych było bardzo mało, więc i intensywne mieszanie gleby nie było aż tak potrzebne.
W osłupienie wpędziły nas wskazania komputera dotyczące uślizgu kół. Przy tak dużym obciążeniu silnika uślizg wynosił zaledwie ok. 2-3 proc. Pewnie spora w tym zasługa suchych warunków do uprawy, ale też i rewelacyjnych opon niskociśnieniowych wykonanych w technologii VF.
Dzięki temu ciśnienie robocze mogliśmy ustawić na poziomie 0,9-1 bar, a opona mogła pochwalić się naprawdę dużą powierzchnią styku z glebą. Uważamy, że odpowiednio do mocy ciągnika zostały też dobrane rozmiary opon. W tym wypadku Case Puma 200 został „obuty” w opony o rozmiarze 710/60/R42 z tyłu oraz 600/60R30 z przodu.
O ile przy pracach transportowych, gdzie obciążenie silnika było raczej niewielkie, nie mogliśmy narzekać na płynność pracy przekładni, o tyle przy pracach z kultywatorem uwidoczniła się jej słabsza strona.
Zalecenia producenta kultywatora mówiły o pracy przy prędkości roboczej przekraczającej 11 km/h. Pechowo, Puma w tym przedziale prędkości wymaga zmiany zakresu pracy skrzyni biegów. W efekcie zmiana przełożenia z 12. na 13. trwała dłużej, aniżeli w przypadku innych biegów. Było to zauważalne bardziej, gdy ciągnik pracował z obciążeniem silnika na poziomie 90-100 proc.
Przy próbie zmiany przełożenia mieliśmy do czynienia z odczuwalnym szarpnięciem oraz zwolnieniem prędkości roboczej. W następstwie tego ciągnik automatycznie zrzucał bieg na niższy, aby mógł ponownie przyspieszyć. Dlatego też zdecydowaliśmy się pracować z prędkością 11-11,5 km/h, by nie musieć zmieniać tego trwającego dłużej przełożenia pod obciążeniem.
W czasie testu postanowiliśmy przyjrzeć się zużyciu paliwa. Nasze pomiary rozpoczęliśmy od uprawy w/w kultywatorem pola charakteryzującego się glebą lekką. Pracowaliśmy na głębokości ok. 25 cm, a obciążenie silnika oscylowało w granicach 80-90 proc.
Byliśmy zatem przekonani, iż pod takim obciążeniem 6-cylindrowa jednostka napędowa o pojemności 6,7 l będzie potrzebowała sporej ilości paliwa. Po uprawieniu 10-hektarowego pola zatankowaliśmy ciągnik „pod korek” i okazało się, że w tej pracy zużył on średnio 13,3 l/ha. To naszym zdaniem bardzo dobry wynik.
Przy kolejnym pomiarze wybraliśmy się na pole charakteryzujące się dużo bardziej zwięzłą glebą, która dodatkowo nie była uprawiana od zbioru soi. Okazało się, że w takich warunkach musieliśmy nieco wypłycić głębokość roboczą i w efekcie pracować kultywatorem na głębokości ok. 20 cm.
Takie ustawienia generowały w tym wypadku naprawdę duże obciążenie silnika na poziomie 90-100 proc. Chcieliśmy przy okazji zweryfikować „spalanie” w granicznych dla tego ciągnika warunkach. Po uprawieniu pola o powierzchni 5 ha ponownie uzupełniliśmy zbiornik paliwa do pełna i w tym wypadku po raz kolejny wynik nas zaskoczył.
W takich warunkach nie zdziwiłby nas wynik na poziomie 20 l/ha, a tymczasem Puma zadowoliła się paliwem w ilości zaledwie 15,5 l/ha. Co ciekawe, oba wyniki uzyskaliśmy pracując przy obrotach silnika wynoszących ok. 1750 obr./min.
Zmodernizowana kabina Pumy zaskoczyła nas również bardzo dobrym wyciszeniem. Na dobrą sprawę dopiero przy przekroczeniu prędkości obrotowej silnika wynoszącej 1800 obr./min w kabinie robiło się odczuwalnie głośniej. Charakterystyka pracy tej jednostki napędowej jednak zupełnie nie wymuszała na nas korzystania z tak wysokich partii obrotów silnika.
Wnętrze kabiny okazało się również na tyle przestronne, że z powodzeniem mieściły się w niej dwie rosłe osoby. Zabrakło nam za to nieco ergonomii w zakresie dostępu do np. uchwytu na telefon, czy na butelkę wody mineralnej. Przygotowany uchwyt sprawdzałby się raczej w przypadku kubka papierowego, bowiem standardowa butelka 1,5-litrowa nieustannie z niego wypadała. Na dobrą sprawę we wnętrzu kabiny znaleźliśmy tylko jeden przestronny schowek – pod fotelem pasażera.
Z pozostałych atutów warto odnotować, iż testowana przez nas Puma dysponuje chyba największym zbiornikiem paliwa, z jakim do tej pory zetknęliśmy się w tej klasie ciągników. Mieści on aż 460 l, co zwiastuje rzadszą konieczność tankowania.
Bardzo spodobał nam się również rozbudowany schowek z pojemną skrzynką narzędziową oraz zbiornikiem na czystą wodę przy schodkach prowadzących do kabiny. Jakby tego było mało, kolejny, mniejszy schowek znalazł się na górnej części zbiornika paliwa. Dzięki temu operator z łatwością pomieści potrzebne narzędzia poza kabiną.
Po przepracowaniu ok. 40 godzin ciągnikiem Case Puma 200 możemy wypowiadać się o nim głównie w superlatywach. Spodobał nam się jego gabaryt i masa własna przekraczająca 9,5 t. Żwawy silnik okazał się oszczędny, jeśli chodzi o zużycie paliwa. Do gustu bardzo przypadł nam podłokietnik Multicontroller, który niedawno przeszedł drobny lifting.
Jeśli już jesteśmy przy kabinie, to pozytywnie zaskoczyło nas wyciszenie jej wnętrza, przestronność oraz dobra widoczność dookoła ciągnika. Klasą samą w sobie są zaś światła mijania, które skutecznością działania przypominają raczej nowoczesne samochody, aniżeli traktory.
Nasza jedyna uwaga dotyczy przekładni Full Powershift. Zdarzały się jej zmiany biegów z szarpnięciem i to w najpopularniejszym przedziale prędkości polowych. Zabrakło nam też wyższej maksymalnej prędkości cofania. Przekładnia oferuje zaledwie 6 przełożeń przy jeździe do tyłu. W efekcie przy „gazie wciśniętym w podłogę” mogliśmy rozpędzić się do zaledwie 10,3 km/h. Czasami przydałoby się cofać z większą prędkością.
Wydaje nam się, że gdybyśmy sami stali przed zakupem takiego ciągnika, postawilibyśmy na przekładnię bezstopniową CVX. Praca z tym Full Powershiftem mogłaby na dłuższą metę być po prostu męcząca.