Partner serwisu: Trelleborg_Wheels

Jak Zetor uratował Ursusa

Dodano: 09.05.2023
Do dziś trwają patriotyczne dyskusje, jaki to wielki błąd popełniliśmy w 1962 r., kiedy władze kazały Ursusowi zaprzyjaźnić się z czeskim Zetorem. Jednak czy aby na pewno, ta przymusowa przyjaźń była taka zła? © Traktor24
Do dziś trwają patriotyczne dyskusje, jaki to wielki błąd popełniliśmy w 1962 r., kiedy władze kazały Ursusowi zaprzyjaźnić się z czeskim Zetorem. Jednak czy aby na pewno, ta przymusowa przyjaźń była taka zła? © Traktor24

Dziś po dawnej potędze Ursusa nie ma już śladu. Choć zostały po nim dziesiątki tysięcy ciągników, które dosłownie zaorały Polskę i nadal dzielnie służą, są tylko dawnym wspomnieniem legendy. Jednak czy na pewno legendy? No dajcie już spokój z tymi baśniami, bo to Zetor uratował cztery litery Ursusowi.

Kultowa przekładnia ML 260. Fendt nazywa ją Vario. Valtra musi CVT

Czy wiecie, że kultowa przekładnia Vario ML 260, dzięki której marka Fendt zdobył uznanie w oczach rolników, jest teraz montowana pod nazwą CVT w ciągnikach Valtra serii Q.

Czytaj dalej

Dla tych, co nie pamiętają, przypomnę tylko, że w latach 1945 – 1989 panował w Polsce całkiem ciekawy ustrój, w którym większość decyzji gospodarczych była podejmowana absolutnie z czapy. Oficjalnie to lud pracujący miał głos, ale głosem ludu była Partia znana powszechnie jako PZPR. Jej wysocy działacze zarządzający przemysłem w większości nie mieli bladego pojęcia, co robią i zawsze jednym okiem spoglądali w stronę Moskwy. Dlatego, że decyzje strategiczne podejmowano właśnie tam.

Bo lud chce jeść

Już w 1945 r. zdano sobie sprawę, że aby lud pracujący się nie burzył na nową, socjalistyczną władzę, musi być czasem karmiony. Co prawda powojenne pola chciały rodzić, ale poziom mechanizacji rolnictwa był w opłakanym stanie. Szybko zatem postanowiono, że w Ursusie reaktywuje się przedwojenna fabryka, która zaopatrzy polskiego chłopa w ciągniki. No a skąd te ciągniki? Oczywiście, że od Niemców.

Licencja? O co to, to nie, bo w ramach odszkodowań wojennych w 1945 r. wygasły wszystkie niemieckie patenty i można było bezczelnie zrzynać całą ich technikę do woli. Oczywiście najlepsze technologie przywłaszczył sobie ZSRR, który w swojej łaskawości postanowił, że nam będzie wolno produkować w Ursusie starego Lanz Bulldoga z początku lat 20.

Co w niedalekiej przyszłości okaże się istotne dla polskiej fabryki ciągników, ta choć udana i modernizowana w międzyczasie niemiecka konstrukcja miała już wtedy 25 lat. Nie przeszkadzało to jednak w “uruchomieniu” produkcji, czyli pozbieraniu po polach i stodołach zachodniej Polski nadających się do jazdy ciągników, odpicowaniu ich i szumnej prezentacji na pochodzie pierwszomajowym w 1947 r. Oczywiście przedtem ścięto wszystkie niemieckie oznaczenia “Lanz Bulldog” na masce i zastąpiono je naprędce przykręconym, dumnym “Ursus LB-45”. Jakie czasy, taka inwencja.

Ursus C-45 był wolny, głośny, kłopotliwy w obsłudze, a jego jednocylindrowy 10-litrowy silnik o tłoku wielkości wiadra wysysał paliwo jak czołg © Traktor24
Ursus C-45 był wolny, głośny, kłopotliwy w obsłudze, a jego jednocylindrowy 10-litrowy silnik o tłoku wielkości wiadra wysysał paliwo jak czołg © Traktor24

Wysysał paliwo jak czołg

Ciągnik, który już po przemysłowym uruchomieniu produkcji w Ursusie zmienił nazwę na C-45, bardzo szybko się jednak zestarzał i już po kilku latach nawet powstające PGR-y go nie chciały. Był fatalnej jakości, wolny, głośny, kłopotliwy w obsłudze, a jego jednocylindrowy 10-litrowy silnik o tłoku wielkości wiadra wysysał paliwo jak czołg. Jedyną zaletą było to, że ten motor łykał każdy rodzaj, nawet podłej jakości ropę, benzynę czy naftę i to nawet zmieszane razem. Nie dało się też do niego podpiąć prawie żadnej normalnej maszyny rolniczej, więc dokładając do tego beznadziejny uciąg połowy kół o zwykle stalowych obręczach, był to złom.

Delta-T to wskaźnik ratujący opryskiwanie

Zanim rozpoczniemy opryskiwanie roślin powinniśmy zwracać uwagę na aktualną zależność pomiędzy temperaturą a wilgotnością powietrza. Jeżeli zlekceważymy mówiący o niej wskaźnik Delta-T, to oprysk będzie przypominał pracę metodą chybił-trafił. Jak nie dopisze nam szczęście, to cała droga chemia zadziała słabo lub nawet wcale.

Czytaj dalej

Ciągniki nie dla rolników

Mimo produkcji przestarzałego C-45 biuro projektowe zakładów w Ursusie działało pełną parą. Warszawscy inżynierowie bacznie przyglądali się nowoczesnym europejskim konstrukcjom ciągnikowym i wyciągali dobre wnioski. I tak pod koniec lat 50. powstał model C-325. Nowoczesny 2-cylindrowy silnik S-312 o mocy 25 KM, dwustopniowe sprzęgło, reduktor, hydraulika siłowa, WOM. Co ważne, miał spory potencjał rozwojowy i w końcu po modernizacjach stał się C-330. To była całkiem dobra i przemyślana konstrukcja. Szkoda tylko, że nie dla rolników.

Dlaczego? Ano dlatego, że w latach 50. przeprowadzona została prawie przymusowa kolektywizacja. Ziemia orna stała się w przeważającej części zarządzana przez państwo, a indywidualnym rolnikom pozostały skromne poletka. I choć właśnie do nich C-325 był skierowany, wówczas w żadnym razie nie mogli sobie oni pozwolić na kupno nowego ciągnika. Natomiast rosnącym w siłę i użytki rolne PGR-om skromne 25 koni tego traktora było jak psu na budę. Oni potrzebowali ciągników większych, mocniejszych i szybszych. Co na to Ursus?

Prototypy do kosza

Ursus w tym czasie miał gotowe do produkcji nowoczesne silniki: trzycylindrowy S 313, czterocylindrowy S 314, a nawet rzędową “szóstkę” S 316. Miały one trafić do ciągników: C-336, C-343 i C-356, które były w fazie głębokich i nieprzebadanych prototypów. Jednak od nawet gotowego prototypu do kompletnego wdrożenia ciągnika do produkcji musiało, co nawet dziś jest normalne, minąć wiele lat. Nawet przy ostrych dotacjach państwowych najpotrzebniejszy wtedy ciągnik średniej mocy mógł wyjechać z fabryki nie wcześniej niż za 5 lat.

Mimo, że czechosłowacki Zetor był w strefie wpływów “radosnego” socjalizmu, to na początku lat 60. w kwestii budowy nowoczesnych ciągników był absolutną potęgą © Zetor
Mimo, że czechosłowacki Zetor był w strefie wpływów “radosnego” socjalizmu, to na początku lat 60. w kwestii budowy nowoczesnych ciągników był absolutną potęgą © Zetor

Czasu ani pieniędzy na takie działania nie było, bo Polaków po powojennym boomie urodzeniowym przybywało lawinowo, a produkcja zbóż i żywności nadal mocno kulała. Coś musiało się szybko zmienić, więc jak i dziś bywa, partia oraz władze musiały interweniować. Poszły najkrótszą drogą – całkowicie uwaliły projekty nowych prototypów polskich ciągników i odgórnie w 1962 r. kazały Ursusowi zaprzyjaźnić się z czeskim Zetorem.

Konstrukcje wprost genialne

Do dziś trwają patriotyczne dyskusje, jaki to wielki błąd wtedy popełniliśmy, jakie to były zmarnowane szanse na rozwój polskiej myśli ciągnikowej i jakie wspaniałe projekty poszły do kosza lub na złom. Jednak czy aby na pewno przymusowa przyjaźń z Zetorem była dla Ursusa taka zła?

Mimo, że czechosłowacki Zetor był w strefie wpływów “radosnego” socjalizmu, to na początku lat 60. w kwestii budowy nowoczesnych ciągników był absolutną potęgą. Nie tylko w strefie komunizmu, ale na świecie. Czeskie konstrukcje nie miały sobie równych, a zachodni producenci tych maszyn z zazdrością patrzyli na traktory z Brna. Zetor wyprzedzał jakąkolwiek traktorową konkurencję o całe pokolenie i co chwila wyciągał z rękawa konstrukcje wprost genialne. Właśnie jedna z takich konstrukcji została Ursusowi partyjnie narzucona bez prawa własnego zdania polskich inżynierów.

Zetory w latach 60-, 70-, 80- i 90-tych uchodziły w Polsce za ciągniki z  półki wyższej © Traktor24
Zetory w latach 60-, 70-, 80- i 90-tych uchodziły w Polsce za ciągniki z półki wyższej © Traktor24

Zetor 4011 strzałem w dychę

Tyle, że dziś ten ciągnik wszyscy kochamy, bo stanowi “nasze” narodowe dziedzictwo – Ursus C-4011, choć właściwie jest to Zetor 4011. Tak, to właśnie ten licencyjny i narzucony nam partyjnym dekretem model okazał się strzałem w przysłowiową dychę dla warszawskiej fabryki oraz co istotne, był dla niej przez lata żyłą złota.

Choć wywodził się jeszcze z końca lat 50., był na tyle przemyślaną konstrukcją, że na jego bazie powstawała przez 30 lat cała rodzina polskich legendarnych traktorów. Ursus C-355, C-360 czy nawet zmotany ulep zwany C-360 3P wywodzą się wprost od licencyjnego Zetora 4011. Dziś te ciągniki ciągle pracują w wielu naszych gospodarstwach i uważamy je za swoje, choć ich wzorem była czechosłowacka (wówczas) konstrukcja.

No i właśnie, czy ta przymusowa i narzucona przyjaźń polskiego Ursusa z Zetorem była naprawdę taka zła? Wzajemne relacje obu firm rozwijały się jeszcze przez następne lata i zaowocowały wieloma udanymi konstrukcjami, w tym całą grupą ciężkich ciągników C-385 i pochodnych.

Dodam jeszcze, że to doskonałe polsko-czechosłowackie partnerstwo częściowo dość raptownie skończyło się kilka lat później, oczywiście także z partyjnego nakazu panującej władzy. To już temat na zupełnie inną opowieść.

 Ursus C-4011 to tak naprawdę Zetor 4011 © Traktor24
Ursus C-4011 to tak naprawdę Zetor 4011 © Traktor24
Drukuj artykuł: print

Filmy @traktor24

Wszystkie >
Kultywator Väderstad Cultus 300 testowaliśmy na polach po zebranych: rzepaku, soi oraz kukurydzy Case Vestrum z rewersem w małym joysticku Fastrac na polu. Jak sobie poradził? John Deere S7 900 to kombajn, który wie, co wydarzy się za 4 sekundy Moc Valtry T175e zweryfikowana podczas pracy z głęboszem Najsilniejszy ciągnik świata pracował w Polsce Agrisem Strip-Till dla koneserów tej technologii Uprawa ścierniska – talerz kontra ząb Claas Trion 530 po 2 sezonach na 200 ha Kalkulator Manitou TCO wylicza koszty użytkowania maszyn